trwa inicjalizacja, prosze czekac...mieszkaniedlamlodych.org
Menu rozwijane dostarczyły profilki

niedziela, 20 listopada 2016

Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata...

   Odpowiedział Jezus: - Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd
  (J 18, 36)

Dzisiaj jest niedziela 20 listopada 2016 r. czyli Kościół obchodzi Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata. Tego, który zwyciężył. Nie tego, którego niektórzy wspominają tylko wtedy, gdy kampania wyborcza, gdy trzeba wkupić się w łaski kogoś o konkretnych poglądach i gdy trzeba pozować dobrego Polaka - katolika. Tego, który był opluwany, krzyżowany, biczowany, umęczony i złożony w grobie. Ale też Tego, dla którego to się tak nie skończyło. Przecież zmartwychwstał, tym samy zwyciężając śmierć i tych wszystkich/to wszystko, co taki los Mu zgotowało. Parafrazując - Jego było na wierzchu. Tyle, że nie chodziło o jakieś  kłótnie czy spory w sprawach banalnych - a o kwestię fundamentalną. O to, co ze mną i z Tobą stanie się, gdy skończy się nasz czas na ziemi. Również dzisiaj wielu KSMowiczów złoży swoje przyrzeczenie i staną się pełnoprawnymi członkami Stowarzyszenia. :)

Może niektórych zdziwi to co teraz napiszę - ale, jakoś  nigdy nie przemawiał do mnie obraz Jezusa z koroną. Naprawdę. Pytasz dlaczego? Bo to jest takie, jakby to ująć...takie nasze, no takie ludzkie. Przełożenie, przetłumaczenie sobie majestatu Boga z Jego na nasze. Aczkolwiek  nie o to chodzi i nie o takie królowanie chodzi. Nie chodzi Bogu o to, aby Jezus - czy On sam (w końcu jest Bogiem Ojcem, zgadza się?) - zostali intronizowani, a zatem w formie ceremonii wyniesieni do godności królewskiej. Nie uwierzę, żeby Bogu na tym zależało. Jakby to wam zobrazować...hmm...no to jest tak jak z rolą Chrystusa jako człowieka nie było dokonanie rewolucji i obrócenie wszystkiego o 360 stopni i przywrócenia  królestwa Izraela, na którego czele by stanął (np. jako król taki właśnie) - tak samo dzisiaj, teraz nie zależy Bogu na tym, żeby formalnie i z prawnego punktu widzenia tworzyć paradoksy w stylu... republiki (jaką jest nasza RP) z prezydentem... i koronowanym królem Polski w osobie Jezusa. To taka plątanina z pomieszaniem, choćby na gruncie prawa. 

Władza Jezusa, Jego królewskość (o ile w ogóle jest takie słowo? ale ten fakt akurat jest najmniej ważny) a więc ta "królewskość" nie pochodzi z naszego świata, nie jest z czyjegokolwiek ludzkiego nadania. Bo...to nie jest tak, że możemy Bogu sprawić przyjemność i obwołać Go królem, a On powinien się z tego cieszyć. Ponieważ Bóg jest ponad wszystko to, co ludzkie. Jego władza nad światem, nad ludzkością istnieje niezależnie od tego, czy ktokolwiek ją uznaje i Mu ją przyznaje, czy też nie. Nie można obwołać królem kogoś, kto tym królem i tak jest. Dlatego tym bardziej więc nie potrafię zrozumieć inicjatywy wspomniane i nagłaśnianej przez osoby mających  się wierzącymi katolikami - taka  postawa świadczy o pomieszaniu pojęć i nie rozumieniu, na czym tak naprawdę polega władza Boga, w którą rzekomo wierzą.

Nie jest sztuką, jak to sformułował o.Grzegorz Kramer  "postawić figurę, namalować obraz i ogłosić Chrystusa, Królem". Pamiętasz może  obrazek starotestamentalny, gdy  Izraelici postawili sobie też figurkę? Tyle że nie z kamienia - a ze złota, i nie Jezusa - a cielca. Jak się skończyło? Wszyscy pamiętamy i chyba nie muszę przypominać? Nie o figurki, nie o koronowanie chodzi. Zupełnie nie tędy droga.

Kochani. Prawdzie królowanie Jezusa jest wewnątrz czyli w sercu. Bo tylko ono ma jakieś znaczenie dla Boga i tylko ono powinno mieć znaczenie dla mnie czy dla Ciebie. Również,  jeśli Jezus będzie prawdziwym - nie takim tylko z obrazka i z deklaracji - królem w sercach ludzkich, to nie będzie potrzeby inicjatyw w stylu powracających raz po raz prób formalnego koronowania Go na króla Polski.  Zrozumieć musimy, że Jemu nie o formalną władzę chodzi - lecz o to, aby człowiek, deklarując wiarę w Niego i poddanie się Jego nauce, faktycznie tak postępował i nimi żył. To jest prawdziwe królowanie Boga i Jezusa - nienamacalne. Pewnie, sprawdzalne choćby na zasadzie tego, co się w kraju dzieje - jakie ludzie decyzje podejmują, jak rządzą ludzie u władzy, co się w mediach promuje, o czym jest głośno, a co jest przemilczane regularnie jako niewygodne i krępujące, czy naukę Boga i Kościoła odnosi się do całokształtu życia czy tylko do kącika życia ludzkiego pt. msza niedzielna i czasem od święta.

Może i, mierząc tymi kryteriami, okazuje się, że to Jezusowe królowanie nie wygląda dobrze, a prawdę mówiąc - prawie wcale nie wygląda. No okey, i co z tego? Czy to znaczy, że trzeba stanąć na rzęsach, aby formalnie obwołać Go królem, dopiąć celu, podeprzeć się dumnie pod boki i stwierdzić No, udało się, nie? Żebyś wiedział, że nie, bo to samo w sobie nie zmieni aboslutnie nic. Zmienić możemy tylko my sami - to, jak żyjemy, co wybieramy, co sobą prezentujemy, jakie zajmujemy w różnych sprawach stanowiska. Królestwo Boże jest w nas, królowanie Jezusa zaś może tylko w ten sam sposób faktycznie nastąpić - poprzez nasze postępowanie, nasze świadectwo, nasze odwołanie do wiary i do Boga.

Haloo? Uwaga, czy słyszeliśmy teskt o zmartwychwstaniu czy innym równie tryumfalnym momencie z życia Jezusa? Bynajmniej. W tekście z Ewangelii św. Łukasza 23,35-43 mowa o... no właśnie o czym? mowa o krzyżowaniu, męce i dialogu z Dyzmą vel Dobrym Łotrem, można w sumie by powiedzieć, że  pierwszym i jedynym człowiekiem nie dość, że kanonizowanym za życia, to jeszcze przez samego Zbawiciela. Jezus to król, tylko, ze On nie znalazł się na świecie, żeby ze swojego życia zrobić wielkie show, jeszcze w między czasie uleczyć niektórych, powiedzieć kilka wzniosłych słów, po czym w kluczowym momencie uniknąć strasznego losu i zwyciężyć. Owszem,  namawiali Go do tego i to nie  - ile razy pod krzyżem padło Zejdź z krzyża... Tylko że On tego nie zrobił. Dlaczego nie chciał ratować siebie?  Bo zdawał sobie sprawę z tego, że musi wytrzymać, bo Jego zadanie nie jest zbawić siebie od cierpienia, a nas ludzi od potępienia.

Jakby powiedzieć niektórym w twarz, że my sami są takimi łotrami - to by się na pewno świętym gniewem unieśli i oburzyli - Jak to...że niby Ja? Jak ty śmiesz tak twierdzić!!!???  Po czym by nas zasypali zupełnie bezsensownym monologiem, który miałby na celu im samym bardziej niż słuchaczom udowodnić, że są naprawdę cnotliwymi i dobrymi katolikami, a takie sformułowanie to nic innego, jak bezczelne i okrutne oszczerstwo, za które autor z pewnością smażyć się będzie w czeluściach piekielnych. Aha. Mało to było takich, których Jezus zbijał z pantałyku, kiedy mniej lub bardziej wyraźnie dawał im do zrozumienia, że nie są tak wspaniali, jak im samym się wydawało? A takiemu Zacheuszowi czy celnikowi, a także właśnie Dyzmie dał szansę - ostatniemu wręcz wprost, wobec jego postawy w tej konkretnej sytuacji, obiecał niebo. Płynie z tego piękna nauka - nawet człowiek u kresu tej swojej ziemskiej drogi, jaka by ona nie była, ma szansę, aby zwrócić się do Boga, który nigdy nikogo nie odtrącił. Tak jak Dyzma. To by się zamykamy na Boga i sami siebie dyskredytujemy. To jest nasz problem, nasza słabość, a nie Boga.

Jezus króluje w nas już, od momentu narodzenia i chrztu. On jest i pragnie nas prowadzić. Dał nadzieję, która zawieźć nie może - On zwyciężył, cała reszta  w tym momencie nie ma znaczenia, nic nam nie grozi. O ile uwierzymy Mu i postaramy się na Jego łaskę odpowiedzieć, swoje życie uczynić polem dla Jego królowania. Jeśli to spartaczymy - to sami z siebie, na własne życzenie, i tylko do siebie możemy mieć o to pretensje. Krzyż stał się z narzędzia zbrodni symbolem śmierci i zmartwychwstania, niezawodnej nadziei. Nadziei i dowodu na to, że Jezus jest jedynym i prawdziwym królem. Tak naprawdę - nie po ludzku. 

Paulina



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszej pracy. Pamiętaj ;)