trwa inicjalizacja, prosze czekac...mieszkaniedlamlodych.org
Menu rozwijane dostarczyły profilki

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Jak to jest z tym chodzeniem do Kościoła? Czyli dlaczego w dzisiejszych czasach co raz mniej młodzieży widzimy w Kościele?

Dzisiaj nastolatkom trodno jest znaleźć powód, by w niedziele pójść do Kościoła.  Bo po pierwsze, większość z nas nie zadaje sobie pytania, o to czy istnieje coś poza tym co się dzieje, czyli poza życiem na ziemi. Po drugie zauważyłam, że młodzi ludzie lubią wszystko to co Kościół mówi, żeby na to raczej uważać. Interesuje ich seks, używki, pieniądze, popularność, niezależność...(oczywiście nie wszystkich) A w końcu po trzecie, świat, który kieruje się wartościami przeciwnymi do tych, które proponuje religia.
No i jeżeli patrzymy z tego punktu, to polski nastolatek właściwie to ma tylko jeden powód, aby nazwać siebie katolikiem - jest Polakiem. 

W naszym kraju w odbiorze społecznym katolicyzm nie jest tylko religią, a sposobem na określenie tożsamości. Jak tak patrze i się zastanawiam, to w Polsce stwierdzenie "jestem katolikiem" jak zauwazyłam jest często równoznaczne z deklaracją "nie jestem żydem", "nie jestem prawosławnym Rosjaninem", "nie jestem protestantem- Niemcem". A jestem Polakiem, czyli katolikiem". Pozostaje, więc pytanie. Co z tego wynika?? Hmm....? Może to, że przyjęło się, że w polskim narodzie najważniejszy jest katolicyzm. Takie założenie nie jest dobre, gdyż takie utożsamienie wiąże się w samej istocie ze zubożeniem sfery religijności. Wydaję mi się, że religia powinna wypełniać całą przestrzeń życia wierzącego, przenikać jego duchowość, psychikę... Jeśli tak nie jest to staje się obca, niejako zewnętrzna w stosunku do tego, czym naprawdę żyje. 

W Polsce 95% rodaków deklaruje katolicyzm, z tego jak pokazują badania praktykuje go zaledwie 20-30%.  Polacy, mimo że dość często nie żyją zgodnie z nauką Kościoła, wcale od tak nie rezygnują z przypiętej etykiety katolika, no bo taka rezygnacja, wiązała by się z odrzuceniem Bożego Narodzenia, "koszyka wielkanocnego", czy chociażby Św. Mikołaja, a wtedy co by im pozostało?

Coś Wam powiem, budowanie tożsamości narodowej, przy tym opierając się o religię, przynosi marne skutki dla religii. I o ile na zewnątrz z pozorów, zdaje się wyglądać to no dobrze, to jednak wewnątrz wiara umiera. W dzisiejszych czasach religijność, która powinna być rozumiana jako pewien sposób funkcjonowania duchowego, intelektualnego, emocjonalnego zdaje się zanikać. Natomiast pozostaje nawiązanie do tego co w religii jest zewnętrzne tzn. do pewnych zachowań, rytuałów, przepisów. 

W naszym kraju ten proces widać między innymi w zachowaniach różnych przedstawicieli Kościołam którzy starają się umocować wiarę w życiu społecznym np. tłumy na procesjach. Ci ludzie reagują na każdy sygnał zmian w tej sferze i odbierają to jak atak na ich wiarę. Tymczasem człowiek autentycznie religiny, o mocnej formacji w moich oczach nie powinnien bać się, o to zachowanie niechętne religii zaszkodzą Panu Bogu, a wręcz odczuwa raczej współczucie wobec osób, którzy nie szanują symbolów religijnych. Temu, co najświętsze nikt nigdy nie jest w stanie zagrozić, gdyż swiętość jest poza naszym umysłem, czasem, przestrzenią. Dlatego jest nie tylko nienaruszalna, a także niewysłowiona. Zresztą histeryczna obrona jest zazwyczaj przejawem lęku.  A więc ja wnioskuję, że te wszystkie akcje obrony pozycji Koscioła w Polsce świadzczą głównie o słabości religii katolickiej w naszym kraju.

Moim zdaniem religia w szkołach nie daje możliwości przekazywania wiedzy religijnej na wysokim poziomie. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego na religii nie uczą o Biblii? Wielu moich rówieśników, jak ich zapytałam o Izaaka, Saula, czy chociażby o Abrahama, nie mieli pojęcia kim oni byli. Przecież to jest absurd. Nie wiedzieli, bo nikt ich o tym nie uczył. Ale za to uczą nas o antykoncepcji, aborcji czy eutanazji. Katolicyzm młodym kojarzy się jako zbiór niezrozumiałych nakazów i zakazów. (pamiętam jak wyglądała moja lekcja religii w gimnazjum, każda tak samo, pomijając fakt, że chodziło nas na religie zaledwie 6 osób, to wyglądało to tak, wchodziliśmy do klasy i zaczynał się kompletny chaos, każdy robił co chciał, jedni siedzieli na parapecie, drudzy ze słuchawkami w uszach i nie widzieli co się wokół nich dzieje, a jeszcze inni się przekrzykiwali. Tak mnie to denerwowało, bo ja jedyna chciałam coś z tej lekcji wynieść, a pomimo starań księdza katechety oni i tak mieli go gdzieś. Jak tylko miałam isć na lekcję religii to od razu wsztskiego mi się odechciewało) A później wszyscy się dziwią, że młodzież nie chdzi do Kościoła, że nie wierzą. Przepraszam bardzo, ale trudno się zaangażować w coś co ma się opanowane na poziomie przekartkowanego jakiegoś komiksu. Świadomość religijna młodych, ale i również dorosłych jest bardzo mała. 

Ciosem zadanym religijności młodych jest przekonanie, że jeśli zadbasz o wykształcenie, osiągniesz prestiż,  powodzenie, komfort życia. Młodzi podświadomie oceniają, czy coś jest wartościowe, czy jest to powiązanie dla atrakcyjną dla nich marką. Ja również, jestem młoda i również zdarza mi sie patrzeć na coś w taki właśnie sposób, ale z tym staram się walczyć. ( Bogu dzięki skutecznie) 

Doszliśmy do bardzo ważnego pytania. Co jest największym problemem nastolatka? To, że nie am jeszcze stabilnej tożsamości. Nie wie, co ma w życiu robić. Poza tym dostrzega, że świat nie szanuje go. A więc najistotniejsze dla niego jest, by dowiedzeić się kim jest. Dlatego właśnie często ważne są dla młodych ludzi przejawy podziwu: "ładnie to zrobiłeś", "fajnie dziś wyglądasz" itp... My młodzi ludzie łakniemy tego rodzaju informacji, i za pomocą nich budujemy naszą tożsamość.  Nauka religii jest czymś na kształt inwestycji na przyszłość. To trochę jak nauka języków obcych. Nie za bardzo rozumiemy po co nam to potrzebne, ale z czasem wiemy, że bez tego byśmy sobie nie poradzili, podobnie jest w przypadku religii. Św, Augustyn kiedyś powiedział bardzo mądre słowa, że "Człowiek bez wiary jest jak podróżny bez celu, jak ktoś, kto walczy bez nadziei na zwycięstwo"
Jeśli więc młody człowiek angazuje się religijnie, to najczęściej jest to dlatego, że religia pomaga mu zrealizować jakąś potrzebę  np, wspólnoty, wsparcia, tożsamości.
W czasach komunizmu wydaje mi się, że młodzi byli bardziej religijni. Bo czuli się represjonowani, czuli, że wokół wszystko jest nie sprawiedliwe. Kościół byl dla nich  miejscem pociągającym. Gdy wszystko wokół było biedne, szare, a w Kościele piękna muzyka.
Chociaż system kapitalistyczny również, jest repersyjny, tylko że tego nie widać nie pierwszy rzut oka. Kościół posiadał rozwiązania na represję komunizmu, ale już nie ma odpowiedzi na represje kapitalizmu. Przecież, nie daje ochrony młodemu człowiekowi przed tym, że jest źle ubrany,  za gruby, nie akceptują go inni. Kościół moze sobie powtarzać: "To nie ważne, czy jesteś popularny, czy podobasz się innym i czy odnosisz sukcesy", a i tak każdy nastolatek odpowie "Jak to nie? To jest najważniejsze na świecie". Trzeba przyznać, nie da się tego zaprzeczyć, że Kościół gra dzisiaj na boisku kapitalizmu i chcąc, nie chcąć musi się pogodzić z tym, ze to co ma do zaoferowania ludziom, będzie ocenianie, czy jest opłacalne. A w tej kategorii nauka Kościoła nie natrafia na odzew. Aby uwierzyć, młody człowiek musi zobaczyć w religii coś, co go zafascynuje. Prawdą jest, że potrzeba chyba geniusza, aby doświadczenie religijne przekazać w atrakcyjnej dla nastolatka formie.

Nastolatkom trzeba pokazać, że religia nie jest tylko nakazami i zakazami, tego nie rób, tamtego nie rób. Że to wcale nie jest tak, że musisz iść do Kościoła, klęczeć i się modlić. Bo taka przymuszona modlitwa nie jest szczera, nie wychodzi z Twojego serca. Modlitwa wcale nie musi ograniczać się do "odklepania" regułek, czy różańca. Ale na to będzie jeszcze czas.
Swoje uwielbienie dla Jezusa, możesz pokazać przez śpiew, taniec. Możesz pojechać na Spotkanie Młodych. Dowiedz się gdzie najbliżej Twojego miejsca zamieszkania organizowane są takie Spotkania i nawet się nie zastanawiaj i na najbliższe jedź, a będzie to coś czego nie zapomnieć, oczywiście z pozytywnych stron.

ZAUFAJ JEZUSOWI! ON CIĘ KOCHA!!



poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Boże, mam już tego po dziurki w nosie, jasne??!!

Ohhh....chyba znajome zdanie? Czyż nie tak? Czy nie zdarzyło Ci się, że zdenerwowałeś. No i znowu Mu wygarnąłeś, bo nie odpowiedział na Twoje prośby? Może Jego plan był nieco inny, ale miałeś już tego DOŚĆ...


Ale że kłócić się z Bogiem? A czemu nie? Jak najbardziej. !

Wcale nie ważne o co Wam poszło, to już sprawa między nami. A po drugie ta historia powtarza się taak często, że nie opłaca się wchodzić w głąb naszych kłótni.

Kiedy już wybuchnę, co prawda szybko mi przechodzi. Ale no zazwyczaj mi głupio, no bo w końcu sprzeczka z moim Stwórcą i miłosiernym Ojcem wydaje się być nie bardzo stosowna - chociaż od jakiegos czasu już wiem, że...raczej niepotrzebnie.

Często kiedy Ty tupiesz nogami jak zwariowany, On uśmiecha się do Ciebie czule. Bóg cieszy się, że nikogo nie udajesz, że jesteś autentyczny. Że nie chowasz się za regułkami, słowami wykutymi w pamięci.
I choć może ośmieszasz się jak niepojęty i egoistyczny dzieciak, raduje Go szczerość Twoich emocji.

"Modlitwa kłótnią"Wiecie co chyba wolę się modlić tak, niż gdybym pełna żalu i wściekłości  w sercu, miała śpiewać na siłę hymn uwielbiania.

Z Bogiem kłócił się mający dość swojej prokreacji misji Jeremiasz, tak spierał się z Nim Mojżesz, który bardzo nie chciał zostać bohaterem Księgi Wyjścia.