trwa inicjalizacja, prosze czekac...mieszkaniedlamlodych.org
Menu rozwijane dostarczyły profilki

wtorek, 1 listopada 2016

1 Listopada...Dzień Wszystkich Świętych!

1 listopada wspomina się i świętuje (masło maślane) wszystkich świętych. Czyli tych, którzy we współpracy z Bogiem przeżyli swoje życie. Tych, których życie po ludzku się skończyło, a jednak, które ma swój ciąg dalszy. Swoją lepszą część, która trwa nadal. I nigdy się nie skończy. Jak takie punkty na osi czasu, dążącej ku nieskończoności. Mają swój punkt powstania, moment narodzin, ale się nie kończą. 



        Uwielbiam dziejszą uroczystość Wszystkich Świętych. Jej piękno przejawia się w tym, że mówią do nas ci, których najczęściej nie mamy czasu/okazji/ochoty posłuchać kiedy indziej; ci, którzy już odeszli, żyli i chodzili po tym świecie setki i tysiące lat przed nami, a może całkiem niedawno (mama, babcia, ciocia); ci, którzy kochali nas bardzo blisko i bez których świata kiedyś nie widzieliśmy - a jednak nie ma ich tutaj i po prostu uczymy się z tym żyć (ja od ponad dwóch lat nie pogodziłem się ze śmiercią Mamy, pomimo że jej nie było w moim życiu, mimo to mi jej brakuje); ci, których tak często w życiu nie mieliśmy  ochoty słuchać, a tak naprawdę życzyli nam jak najlepiej. 
        Życie toczy dalej. Zmienia się, ale się nie kończy, jak mówi jedna z prefacji na msze właśnie  za zmarłych. Nie wiemy, jak to jest, nie wiemy, jak to wygląda. Za pewnie się dowiemy....w swoim czasie. Kościół pozostawia to jako tajemnicę. Tajemnicę świętych obcowania. Świętych, którzy duchowo są tutaj z nami, ale tak naprawdę są już tam, z Bogiem. Nie tak jak my, którzy mamy swoje problemy, grzechy, brudy, upadki - ale w Bogu tak naprawdę, na maxa, do końca.
         Wyjątkowość tego dnia to także to, że... milkną księża. Tak właśnie. To jest taki wyjątkowy dzień - chyba jedyny, pomijając Niedziele Palmową - kiedy homilii nie ma praktycznie wcale, co najwyżej jakieś kilka słów do refleksji. Jest pięknie, bo jest prosto, bez zbędnych ozdobników i frazesów - z wyjątkiem może oklepanego do już chyba niemożliwości "śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą" ks. Jana Twardowskiego. 
            I choć ten dzień dla wielu, siłą rzeczy, jest dość trudny, bo wspominamy - niektórzy pradziadków, niektórzy dziadków, ale wielu z nas też rodziców, rodzeństwo, ciotki, wujów, niektórzy przeżywają dramat tego, że kiedyś pochowali i w tych dniach stają nad grobem czy to współmałżonka, czy nawet dziecka. Ale wbrew pozorom to jest piękny czas. Bo zobacz... głęboko wierzymy, że nie tyle co pamiętamy o nich jako tych, którzy sobie wiernie żyli i zmarli - ale jako tych cichych i często anonimowych świętych z naszych podwórek, z naszych rodzin. Coś wam powiem,  nie wiem, dlaczego, ale ja zawsze, kiedy wchodzę na cmentarz, nie czuję strachu czy lęku...wręcz ogarnia mnie taki niesamowity, błogi spokój. Spokój, jakby ci wszyscy, których doczesne szczątki kiedyś zostały tam złożone, byli takim niemym, ale bardzo mocnym potwierdzeniem słów:  To wszystko ma sens. To wszystko, w co wierzysz, to prawda, a my jesteśmy tego najlepszym dowodem.
            Idziemy na te groby, bo wierzymy i chcemy dać świadectwo nieśmiertelności tych, których one wspominają - a którzy mieszczą się w tej niezliczonej rzeszy Wszystkich Świętych. Nie anonimowych - wszystkich, bo nikt, w tym także Kościół, w żadnej mierze...no powiedzmy szczerze, nie jest w stanie ich indywidualnie oznaczyć i wymienić. I tak pozostają we wdzięcznej naszej pamięci: kiedyś ich dzieci, potem dzieci tych dzieci, prawnuków, i tak aż do nas. Szukamy ich bliskości w miejscu, które najbardziej symbolizuje ich zakończone i wspominane życie na ziemi - dlatego, że nam tej bliskości brakuje, bo do nich tęsknimy tak, jak tęsknimy za świętością, której oni są dla nas przykładem, której nas uczyli i do której nam drogę wskazują. Chociaż - przecież w to wierzymy - ich już dawno między nami nie ma, dusze uleciały do Boga i radują się Jego nieprzemijającą obecnością.  
            Bywa, że łza się w oku zakręci, za tą czy tamtą osobą, na wspomnienie wspólnych chwil, ale to przecież zupełnie normalne, jesteśmy tylko ludźmi, i mamy uczucia, emocje. Tym większe przed nami zadanie. Uwierzyć w to obcowanie świętych. Uwierzyć i świętować to, ale tak naprawdę. Niech ten dzisiejszy dzień, ani Dzień Zaduszny, nie będą smutnym rozpamiętywaniem tych, którzy kiedyś byli, a teraz już ich nie ma, odeszli - ale radosnym wspomnieniem tego, co było w nich dobre, radosne i piękne, za co ich kochaliśmy, za co nam ich tak bardzo brakuje. I też takim radosnym oczekiwaniem. Na spotkanie w wieczności. My ze sobą, my między sobą, my z nimi - ale przede wszystkim: my z Bogiem. Wtedy już święci tak, jak On tego pragnie. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Każdy komentarz motywuje do dalszej pracy. Pamiętaj ;)